Rodzimy się z zupełnie czystą kartą. Nie mamy w głowie żadnych myśli, co jest dobre a co złe. Co wypada zrobić, a co nie. Co jest łatwe, a co trudne dla nas. Jesteśmy otwarci na każde doświadczenie, na naukę. Mamy w sobie ogromną ciekawość i chcemy poznawać nowe rzeczy. Chłoniemy jak gąbka wszystko, co daje nam świat. Do około 7 roku życia uczymy się jak myśleć o otaczającym nas środowisku. To właśnie w tym czasie nabywamy od innych przekonania na temat świata i ludzi. Często nie będąc tego świadomym, kontynuujemy te przekonania w życiu dorosłym, a one nie pozwalają nam iść do przodu, osiągać swoich celów, spełniać marzeń. To właśnie przekonania ograniczające.
Przeczytałam ostatnio piękną metaforę ilustrującą to zjawisko. Wyobraź sobie, że kiedy przychodzisz na ten świat, dostajesz w prezencie własny ogródek. Twoi rodzice starannie przygotowywali go wcześniej, aby przekazać Ci jak najpiękniejszy prezent. Są w nim już zatem pewne rośliny, kwiaty, drzewa. W miarę jak dorastasz i zaczynasz mieć własne upodobania, wchodzisz do tego ogrodu i widzisz, że nie wszystkie posadzone w nim rośliny podobają Ci się. Dostrzegasz też sporo chwastów, które obrosły kawałek ziemi. Chcesz wyrzucić te brzydkie kwiaty, ale wiesz, że nie wypada, bo przecież rodzice tak się starali. Nie czujesz się w pełni dobrze w tym ogrodzie.
Tak jest właśnie z naszymi ograniczającymi przekonaniami. Dostajemy je w spadku od rodziców, bliskich, nauczycieli czy nawet innych dzieci w naszym otoczeniu. Szybko uczymy się systemu wartości i przekonań innych ludzi dookoła nas, idąc potem z tym przez życie. Mamy ogródki, których nie chcemy, ale nie potrafimy ich zmieniać. Żyjemy tak, jak jest, choć chcielibyśmy inaczej.
Dobra wiadomość jest taka, że nad przekonaniami, nawet tymi najgłębiej zakorzenionymi, można pracować. I to pracować skutecznie. Wyzbyć się ich, uwolnić umysł i przekraczać nasze dotychczasowe bariery.
Dzisiaj chciałabym napisać o 3 najbardziej ograniczających przekonaniach rekruterek. To przekonania, z którymi na pewnym etapie mojego rozwoju sama musiałam się zmierzyć, ale także przekonania, które obserwuję u większości moich klientek. Rozprawmy się z nimi zatem.
#1 Nie mam doświadczenia
Kiedy dopiero rozpoczynamy swoją karierę w rekrutacji, to myśl, że nie mamy żadnego doświadczenia, jest jak najbardziej prawdziwa. O co zatem chodzi? Jeśli będziesz miała w głowie cały czas słowa “nie mam doświadczenia” trudno będzie Ci się otworzyć na jego zdobywanie, na naukę. Będziesz myśleć cały czas, że coś Ci się nie uda, że nie umiesz się tym zająć, że czegoś nie zrobisz, że nie jesteś dobra w tym, a w konsekwencji, że się do tej pracy nie nadajesz.
Takie przekonanie będzie prowadziło do ciągłego uczucia stresu i strachu przed kolejnymi zadaniami. W końcu zacznie boleć Cię głowa i brzuch, bo ciało będzie mówiło “Stop! Nie rób tego”. Będzie próbowało chronić Cię przed negatywnymi uczuciami.
Kiedy zaczynałam swoją przygodę w rekrutacji, nie wiedziałam jak rekrutować ludzi. Wdrożenie, które przeszłam, było tak znikome, że niewiele pomogło mi w moich pierwszych rozmowach rekrutacyjnych. Obserwowałam starsze koleżanki przez raptem kilka dni i to wszystko. Każde kolejne spotkanie z kandydatem budziło we mnie tak ogromny stres, że w końcu doczekałam się syndromu poniedziałku. Kiedy po względnie fajnie spędzonym weekendzie przychodziła niedziela wieczór, zaczynałam się denerwować, czasami nawet płakać i mówić, że nie chcę iść do pracy. Wszystko dlatego, że w głowie miałam cały czas myśl, że ja nie umiem rekrutować. Że nie jestem odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. Do tego jeszcze prowadziłam rozmowy z menadżerami, którzy patrzyli mi na ręce. Prowadziłam spotkania, których prowadzić nie umiałam, a do tego byłam na bieżąco oceniana przez osoby, które bądź co bądź, rekrutowały już wcześniej pracowników do swoich zespołów.
Z tego sabotującego przekonania wyprowadziła mnie pewnego dnia jedna z menadżerek, która powiedziała, że lubi ze mną robić rekrutację, bo nie robię ich tak oficjalnie. Mam dobrą energię i widać, że chcę, aby wszystkim było miło podczas takiego spotkania. Na początku pomyślałam: “Tak, dobra energia. Super! Ale to nie wszystko. To nie pomoże mi prowadzić profesjonalnych rekrutacji”. Znowu zaczęłam podcinać sobie skrzydła i kierować się myślą, że przecież nie umiem. Później jednak przyszła do mnie inna myśl. Skoro inne, bardziej doświadczone osoby, widzą pozytywy w moich rozmowach, dobrze się ze mną czują i jeszcze o tym mówią, to dlaczego nie wykorzystać tego, jako swój atut? To był impuls do tego, aby przestawić się na inne tory i zacząć myśleć w kategoriach “może i nie umiem, ale wykorzystam to, co już mam i się nauczę”.
Po przepracowaniu w sobie tego przekonania, kwestie związane z nauką rekrutowania stały się jakby prostsze i zdecydowanie możliwe do osiągnięcia.
Zastanów się czy myśl o tym, że nie masz doświadczenia, nie stopuje Cię w tym, aby pójść dalej.
#2 Moja praca nie jest ważna
Kiedy uporałam się z poczuciem niewiedzy, przyszło do mnie kolejne wyzwanie mentalne. “Kim ja niby jestem, żeby móc wymagać od menadżerów i jeszcze mówić im co mi się wydaje”.
Z tym spotykam się bardzo często i u osób, których uczę rekrutacji. Mówią, że ich menadżerowie nie mają czasu na rozmowy przed rekrutacją, poczym kiedy pytam, czy kiedykolwiek próbowały lub zapytały o to menadżera, pojawia się odpowiedź, że nie – przecież to wiadomo, że są zajęci swoimi zadaniami. Z drugiej strony wiem jak często rekruterzy denerwują się na menadżera, że ten nie może podjąć decyzji o zatrudnieniu, kiedy już tylu fajnych kandydatów pojawiło się na rozmowach. Tak naprawdę jednak nigdy nie powiedzieli tym kierownikom, jakie jest ich zdanie. Kto według nich sprawdziłby się na tym stanowisku. Nigdy nawet nie zapytali dlaczego nie? Co się nie podobało w danym kandydacie? Dlaczego tak trudno podjąć tę decyzję?
Dzieje się tak, dlatego że w naszej głowie panuje przekonanie, że jesteśmy “nikim”. Nie możemy wymagać czasu, nie możemy mówić co uważamy, bo przecież jesteśmy tutaj tylko od czarnej roboty. Od umawiania spotkań i zadawania pytań.
Tymczasem, kiedy prowadzę szkolenia online i mówię właśnie o relacjach z menadżerami, odzywają się osoby, które są właśnie w takiej roli w organizacji i mówią “My chcemy rozmawiać! Chcemy, żeby rekruter przyszedł i zbadał nasze potrzeby”. To naprawdę jest tylko w naszej głowie.
To właśnie menadżerowi najbardziej zależy na tym, aby rekrutacja była szybka i skuteczna. Aby w jej wyniku zatrudnić najlepiej dopasowanego kandydata, który zostanie w firmie na długo. Bo tylko wtedy menadżer ze spokojną głową będzie mógł realizować swoje cele, skupić się na zadaniach w dziale i poświęcić cały swój czas na kolejne wyzwania. Kiedy spojrzysz na to w ten sposób, być może łatwiej będzie Ci przemóc się i wyjść z inicjatywą. Jako rekruterka jesteś odpowiedzialna za przygotowanie i przeprowadzenie efektywnej rekrutacji. To jest właśnie Twoje zadanie. A żeby to zrobić, musisz dobrze poznać stanowisko, zaplanować działania, a w razie potrzeby chellengować menadżera w trakcie procesu, aby wspólnie dojść do tego, co jest najważniejsze i w efekcie zatrudnić najlepszego kandydata.
Twoja praca jest bardzo ważna! Znajdujesz i pozyskujesz do organizacji ludzi, którzy ją tworzą, rozwijają ją i generują wyniki. Czy nie o to właśnie chodzi w firmach?
#3 Nie jestem jeszcze wystarczająco dobra
Znasz to? “Nie mogę jeszcze rekrutować na wyższe stanowiska, bo za mało umiem”, “Nie mogę awansować na to stanowisko, bo jeszcze za mało doświadczenia nabrałam”, “Czy ja sobie poradzę z tymi wyzwaniami?”.
Wydaje nam się, że pomimo naszego doświadczenia, które już zdobyłyśmy, to wciąż za mało, żeby zrobić kolejny krok w karierze. Siedzimy w danej firmie, choć nie do końca nam się tam podoba, bo jeszcze trzeba się trochę nauczyć, bo jeszcze trzeba zebrać trochę doświadczenia. Tracimy okazje, bo nie czujemy się wystarczająco dobre.
Kiedy pracowałam już na stanowisku HR Business Partnera, co można powiedzieć, że było już dużym dowodem na to, że sobie radzę i jestem wystarczająco dobra, dostałam propozycję objęcia stanowiska lidera, a docelowo menadżera działu. W pierwszej chwili pomyślałam sobie wow, ale zaraz potem przyszła refleksja, że przecież nie umiem kierować zespołem, że tak naprawdę to ja lubię moją samodzielną pracą. Jestem odpowiedzialna tylko za siebie i tylko ja mam wpływ na swoje wyniki. Kiedy po latach myślę o sobie, jako o liderze, wiem, że to był dobry krok w moich rozwoju. Pomogłam wielu moim pracownikom rozwinąć skrzydła, zbudowałam super zespół i odnalazłam się w roli menadżera. Co mną wtedy kierowało? Poczucie, że nie jestem tak dobra. Że nie mam jeszcze tylu doświadczeń, żeby być przykładem w każdym małym fragmencie HR. Bałam się, że będę miała w zespole osoby, które będą ode mnie mądrzejsze, bardziej doświadczone. Nie jestem wystarczająco dobra – to wybrzmiewało gdzieś w mojej podświadomości i blokowało mnie przed przyjęciem szansy na rozwój.
Choćbyś przeczytała wszystkie książki o HRze, zrobiła miliony kursów, studiów i szkoleń, zawsze będziesz czuła, że to jeszcze za mało. Musisz to sobie uświadomić i zaprzestać takiego myślenia. Przyjmować wyzwania, jakie się pojawiają, brać byka za rogi i rozwijać się wraz z tym, co nowe.
Pracując nad swoimi przekonaniami, zdałam sobie sprawę, że naprawdę wszystko zaczyna się w naszej głowie. Jest tam taki cykl: MYŚL – DZIAŁANIE – EFEKT. Kiedy myślimy w dany sposób, to tak też działamy i osiągamy efekty, które potwierdzają to myślenie, dlatego kontynuujemy ten cykl w nieskończoność. Uświadomienie sobie i przerwanie tego błędnego koła, może nas wprowadzić na zupełnie nowe tory naszego rozwoju. To ty o tym decydujesz. Tylko Ty.